Sobota.
Rano, a raczej dla nas to już przed południem, czyli po 9, Julek pojechał z mamą na pobranie krwi. Tak późno jak na badanie na czczo, żeby uniknąć tłumów i stania na zewnątrz w długiej kolejce. Na zewnątrz, bo przecież pandemia.
Przed nami było 5 osób, w tym malutkie dzieci, a z nimi to jakoś dłużej i głośniej. Cała wyprawa zajęła nam godzinę, więc nie było źle. Jak zwykle czas umiliła Julkowi kolejna część Thorgala.
Po obiedzie wybraliśmy się całą rodziną na wycieczkę rowerową: najpierw do lasu, w prawo od ul. Zdrojowej, a potem do Lodowej Chatki - w lewo od Zdrojowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz