Nie będzie o fotelikach, bo nie czuję się znawcą ani ekspertem. Wybór i montaż fotelika to naprawdę małe miki w porównaniu z koniecznością przetrwania wielogodzinnej podróży z dzieckiem. Po pierwszych 30 minutach będziecie marzyć o tym, że zamiast Waszych dzieci jechał z Wami Osioł. Głos Jerzego Stuhra zamiast piskliwych i jęczących głosików maluchów! To by było coś.
Ale niestety. Chociaż trzeba oddać Jankowi, ze nie pytał co chwilę "Daleko jeszcze?". Za to pojękiwał bez zachowania odpowiednich interwałów: "Maaamooo, ja chcę już być na mijscu".
No dobrze, że różowo nie jest, to już wiemy. Ale co z tym zrobić? Jak zaróżowić sobie podróż choć troszkę? Czy wypełnić podróż (poza postojami na kupę i/lub siku), które podróż może i umilają w zależności od okoliczności, ale niestety nieco ją wydłużają. Bilans - zero.
Oto moja subiektywna lista umilaczy podróży:
1. Tablety. Naładowane tablety. Aplikacjami dla dzieci i energią. Przeraża mnie myśl o wyładowanym ipadzie w środku trzygodzinnego korka.
2. Koszyk z książeczkami i zabawkami ustawiony między fotelikami - tak, aby każde z dzieci miało do niego swobodny dostęp. Zabawki nie mogą składać się z drobnych elementów - gwarantuje, że nie znajdziecie mini kółeczka między siedzeniami, o ile w ogóle dożyjecie do najbliższego postoju po rozpaczy, że zaginęło ulubione kółeczko z ulubionego autka.
Nie zabierajcie też ukochanych przez dzieci zabawek, które wydają dźwięki doprowadzające Was do szału. W czwartej godzinie podróży, a trzeciej stania w korku, będziecie walić głową w kierownicę, słysząc po raz 1269 tę samą "ukochaną" pieśń.
3. Nieograniczone ilości picia i jedzenia. Nie liczcie na to, że nie dacie pić ani jeść, dzieci się nie zorientują, nie będą sikać i wycieńczone zasną. Tak się nie stanie. Gwarantuję. Za to gdy braknie prowiantu, nie zapomnicie tej podróży do końca życia. I nie będą to miłe wspomnienia.
Ubrudzić, jak się chce, można się wszystkim. Dlatego nie podam Wam żadnych pewniaków. Sami wiecie, co lubią Wasze dzieci i co nie spowoduje u nich reakcji zwrotnej.
Nie możecie tylko zapomnieć o ogromnym opakowaniu mokrych chusteczek i ubraniach na przebranie.
4. Płyty CD z piosenkami, które znają i lubią Wasze dzieci. I które Wy jesteście w stanie zdzierżyć. Pamiętajcie: lepsze śpiewające dziecko niż jęczące dziecko.
5. Pomysły na zabawy słowne z dwu- i trzylatkiem. Z tym drugim łatwiej. Bawimy się np. w różne gry słowne (szukanie ostatnią literę poprzedniego, wymyślanie rymów) albo w grę "czym się różni ... od ...?", albo liczenie mijanych autobusów, koparek czy stacji benzynowych.
Julek chętnie wypatrywał powyższych, cieszyły go też helikoptery, samoloty i pociągi.
Poza tym lubią się bawić w wymyślanie, co mają schowane np. pod poduszką. I opowiadać, co robiliśmy. I odgadywać zagadki.
Bawią się też w robienie sobie nawzajem głupich min albo naukę mówienia. Janek uczy Julka nowych słów - gra kreatywna, integracyjna i edukacyjna. Ideał.
6. Święta cierpliwość i nastawienie: "Jesteśmy na wczasach. Wszystko nam się podoba. Nic nam tego nie zepsuje."
Szerokiej drogi!
Bardzo mi sie podoba ten tekst! I bardzo do mnie przemawia - szczeolnie ten wyladowany tablet :)
OdpowiedzUsuńDodalabym jeszcze czeste przystanki i chwile na bieganie i powsciekanie sie. U mnie konczylo sie to (zazwyczaj) natychmiastowa drzemka po wejsciu do samochodu. Oby do przodu!
Bardzo dziękuję za miłe słowa!
UsuńPostoje to całkiem inna historia :) Pierwsza zasada brzmi: tankujemy, gdy dzieciom chce się sikać. Nigdy odwrotnie. Jeśli najpierw zatankujemy i zapytamy, czy może jednak również siku - zawsze otrzymamy odpowiedź przeczącą. Za to do 15 minut od opuszczenia stacji benzynowej, usłyszymy prośbę - mniej lub bardziej nieśmiałą - "Mamo, siku!".
:)