środa, 8 lipca 2020

Pandemia. Dzień 119.

Mieliśmy dziś wracać. Ale zostaliśmy na dłużej.
Śniadanie zjedliśmy w hotelowej restauracji. Szwedzki ukryty jest za kucharzami w maseczkach, którzy nakładają potrawy na życzenie. Jest to niewygodne dla obu stron. Ale na pewno bezpieczniejsze. Nikt nam nie napluje do talerza ani na tacę z serami czy pomidorkami ani nie podziubie paluchem w sałatce.
Po śniadaniu kawę i gorącą czekoladę wypiliśmy już w hotelowym foyer. Chłopcy wybrali huśtawkowe krzesła.



Ponieważ było dość chłodno, pobawiliśmy się w sali zabaw. Mieliśmy obawy, że będzie to typowa sala z plastikową konstrukcją i basenem z kulkami (hodowla drobnoustrojów wszelakich). A tu niespodzianka! 
Salka jest przytulna. Z miękkim dywanem i drewnianymi zabawkami - konstrukcjami. Jest łódka, latarnia morska, skalne" groty oraz poduchy - kamienie.
Oprócz tego jest konsola Xbox, bo było dużą atrakcją dla starszaków. Jerzo też chętnie dołączył i przez chwilę powtarzał ich ruchy.











Gdy się rozpogodziło, wyszliśmy na hotelowy plac zabaw.





Na obiad wybraliśmy się do Spoko w Sopocie. Fantastyczne miejsce. Z "wieżą widokową", jak to nazwali chłopcy.
Przemiła obsługa, ładny wystrój. Taras z widokiem na zatokę. Pyszne jedzenie. Także wegańskie! W końcu coś innego niż placki ziemniaczane, frytki czy pizza. I pyszna herbata mrożona oraz lemoniada.
Smaczne dania dla dzieci.
Wszystko pięknie podane.
A w kąciku dla dzieci była Kicia Kocia!













Posileni ruszyliśmy na Wyspę Sobieszewską. 18 km od hotelu, ok. 30 minut jazdy samochodem. Dla chłopaków atrakcją była już sama podróż: mostami nad Wisłą, tunelem pod Martwą Wisłą. W deszczu.
Na miejscu na szczęście już tylko wiało. Za to solidnie.
Byliśmy na kąpielisku Orle.
Plaża piękna, czyściutka, z podjazdem dla wózków.
Błękitna Flaga w pełni zasłużona.




















Po powrocie do hotelu wybraliśmy się do Sopotu. Cel: Krzywy Domek, ok. 2,5 km w jedną stronę. Starszaki nożnie, Jerzo - wózkiem.
Po drodze złapała nas ulewa. Ogrzaliśmy się w Spoko: ciepła szarlotka, serniczek, rozgrzewająca herbata z imbirem nas uratowały.



















Krzywy Domek rozczarowuje. Z zewnątrz krzywy. Czy to ładne i innowacyjne - rzecz dyskusyjna. W środku całkiem zwyczajny ze sklepami i kawiarniami - a szkoda, bo atrakcją byłoby napić się kawy w "krzywej kawiarni". Wciśnięty między inne domy - trudno nawet obejrzeć go z perspektywy. Jedyny plus: klimatyczna księgarnia z antykwariatem, gdzie oczywiście zrobiliśmy zakupy.











A wieczorem - zachód słońca.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz