środa, 1 lipca 2020

Pandemia. Dzień 112.

Oj, jak kiepsko się ten dzień zaczął: chłodno, mokro (w nocy padało), wietrznie i pochmurno. Raniutko poszliśmy szybko po mini drożdżówki na drugie śniadanie, a potem czekaliśmy w domu i ogrodzie, aż się nieco rozpogodzi.





Poszliśmy do lasu.



















Obiad zjedliśmy zgodnie z wczorajszą zapowiedzią w Chacie Rybaka.
Jedzenie smaczne, obsługa miła, świetny wystrój, zabawki dla dzieci, ceny do przyjęcia. Grzechem byłoby narzekać.













Na placu zabaw złapał nas deszcz. Przelotny, na szczęście.

 


Schowaliśmy się w domu, ale musieliśmy potem wyjść na obowiązkowe lody.


Po południu się w końcu pogoda poprawiła. Poszliśmy na plażę. Fale ogromne, ale wiatr coraz słabszy. Idzie ku dobremu.







No i dziś też słońce zachodziło tak jak powinno. Janek i Julek wzięli tatę na plażę.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz