czwartek, 9 lipca 2020

Pandemia. Dzień 120.

Wciąż jesteśmy w Jelitkowie. Jutro wracamy. Nieodwołalnie tym razem.
Dobrze, że zostaliśmy, bo mieliśmy pierwszy trójmiejski poranek plażowy.

















Po plażowaniu Janek i Julek wypróbowali z tatą hulajnogę elektryczną. Można takie wypożyczać za pomocą aplikacji, a stoją właściwie wszędzie.



 Obiad zjedliśmy w Spoko.









A potem sala zabaw przez chwilkę i Kicia Kocia w pokoju - nowa, kupiona w Krzywym Domku.







I spacer. Tym razem w prawo, czyli w stronę centrum Gdańska, w głąb Jelitkowa. 
Lody zjedliśmy w Miło.mi. Pyszne!




W drodze do pokoju zatrzymaliśmy się na hotelowym placu zabaw, gdzie Jerzyk poznał koleżankę - Laurę z Gniezna. Od razu się zakumplowali.











Gdy zaczęło znowu padać, poszliśmy z Laurą, jej siostrzyczką Liwią i ich rodzicami do sali zabaw. A stamtąd do ... Spoko.



Laura szła z Jankiem i Julkiem.


W Spoko, jak zwykle, było przemiło. Dodatkowo załapaliśmy się na sympatyczny koncert. Dziaicki zjadły słodką kolację (Janek gofra z toną owoców, Julek - sernik), wypiły soki i lemoniadę. Dorośli - niesoki. Jerzo z Laurą rysowali, czasem tańczyli. A pan śpiewał "Wonderful world". Mieliśmy świetny pożegnalny wieczór. 
Doskonałe zwieńczenie naszej dwutygodniowej wyprawy na Kaszuby,  która trwała trzy tygodnie.




- Mamo! Tato! Już wiem, co chcę na moje urodziny! Też taką wyprawę.

A urodziny Janek ma już w sierpniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz