środa, 12 sierpnia 2020

Pandemia. Dzień 154.

Za nami półmetek. Nie chcemy myśleć o powrocie do domu. Dobrze nam tu. Weszliśmy w dotychczas nieznany nam niespieszny rytm. Nic nie musimy. Wszystko wolno.
Śpimy do 8 (a czasem dłużej!). Jeszcze przed śniadaniem Jerzyk, a z nim chłopcy budują albo czytają. 
Po śniadaniu, które jest o 9:00, wracamy na "nasz" ganek. Chłopaki na hamaki albo na drzewo, Jerzo na kocyk. Czasem nawet udaje nam się wypić w miarę spokojnie kawę w Gawrze. My rozmawiamy, Jerzo siedzi, koloruje i podjada suche płatki kukurydziane, starszaki biegają z kolegami.
A potem rzeka albo góry. Albo nic. Bo nic nie musimy. 
Jest naprawdę dobrze.


A dziś padło na San.















A potem leniwe popołudnie na Rusinowej. Leniwe do 16, bo wtedy wyruszyliśmy na torfowisko, ale o tym w osobnym poście.



 






A wieczorem oczywiście - kozy. Nawet Jerzyk się odważył!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz