Ostani poranek na Rusinowej.
Żal wyjeżdżać.
Pocieszamy się tym, że będziemy za rok.
Jechało się nieźle, ruch był mniejszy niż w stronę Bieszczad. Zatrzymaliśmy się na MOPie w Kłaju. Jedzenie na wynos zjedliśmy na naszym osobistym kocyku. Wszystko po to, by uniknąć kontaktu z tłumami.
A Jerzo nie zasnął ani na minutkę!
A w domu - powitanie z rybką, rozpakowywanie, pranie, czytanie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz